Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno dotarło do mnie dlaczego miasto Wisła nazywa się tak, a nie inaczej. Niby to takie oczywiste, ale jednak potrzeba było trochę czasu, żeby utożsamić rodzinną miejscowość Małysza z największą z polskich rzek. Trochę czasu i aż wyprawy do jej źródeł.
Pewnego sobotniego poranka wybraliśmy się z wizytą w Beskid Śląski. Wypiliśmy poranną kawę w Istebnej, beskidzkiej wsi słynącej z folkloru i Jerzego Kukuczki, i ruszyliśmy przez Przełęcz Kubalonkę w stronę Wisły. Po drodze mijamy Zameczek – rezydencję prezydenta RP. Takim noclegiem w Beskidach chyba nikt by nie pogardził. A do tego piękne widoki, cisza i spokój.
Barania Góra
Na Baranią wchodzimy niebieskim szlakiem idącym z Wisły Czarnego wzdłuż Białej Wisełki. Po drodze wyprzedzamy całą chmarę turystów, którzy po dotarciu do końca asfaltu stwierdzają, że ich sandały nie nadają się jednak na dalszą trasę. My jednak jesteśmy przygotowani (chociaż nie wszyscy) i kontynuujemy naszą wycieczkę. Jakieś 2 godziny zajmuje wdrapanie się na szczyt o wysokości 1220 m. n.p.m. Trasa nie jest wymagająca i całkiem przyjemna, a z góry rozlega się obszerna panorama na Beskidy. Jeszcze parę lat temu cały wierzchołek był zalesiony, teraz większość drzew runęła odsłaniając m.in. Babią Górę i Pilsko.
Po krótkim odpoczynku postanawiamy zejść inną trasą. Najpierw do schroniska, a potem dalej do czarnego szlaku, którym zejdziemy z powrotem do Wisły. Szlak prowadzi drogą asfaltową wzdłuż Czarnej Wisełki, która wraz z Białą Wisełką uznawana jest za początek królowej polskich rzek. Według legendy, to tutaj córki królowej Borany, Czarnucha i Białka nakazały wyjść fali dającej początek Wiśle (nazwa rzeki pochodzi od słowa „wyszła”). A na pamiątkę tego wydarzenia w najdłuższą noc roku dziewczęta „wiją wianki i wrzucają je do falującej wody”.
Długa wędrówka po asfalcie jest bardzo męcząca. Po drodze próbujemy złapać stopa, ale bezskutecznie. Zmęczeni wsiadamy do samochodów i jedziemy na skocznię w Wiśle Malince. Niedawno wyremontowana, ładnie prezentująca się, z ciekawym rozwiązaniem architektonicznym (pod skocznią samochody przejeżdżają tunelem) jest dowodem na to jak wiele jeden człowiek może zrobić dla miasta i dyscypliny.
W centrum zatrzymujemy się, żeby przejść się deptakiem, wrzucić coś na ząb i przekąsić oscypka z grilla. Stamtąd już kierujemy się w stronę domów, gdyż powoli się ściemnia. Źródło zaliczone, jeszcze ujście do zobaczenia. Po drodze mijamy znak „Gdańsk 600″…