Gdy przekraczaliśmy chorwacko-czarnogórską granicę, w końcu poczuliśmy, że opuszczamy Unię Europejską. Chorwaccy i bośniaccy celnicy raczej nie przywiązywali większej wagi do naszych paszportów i tego co wieziemy w bagażniku. Czarnogórcy postanowili być bardziej skrupulatni. Jednak gdy jeden z nich otworzył mój paszport zaniósł się takim śmiechem, że o kontrolowaniu szybko zapomniał. W tym miejscu powinienem napomknąć, iż w paszporcie mam zdjęcie z długimi włosami, na którym wyglądam jak „krasna dziouszka”. A przynajmniej według niektórych celników… No cóż, skoro trochę śmiechu ma nam zaoszczędzić czas i nerwy na granicy, nie mam nic przeciwko.
I tak wjechaliśmy do kraju, gdzie do niedawna rządzili Serbowie, a od niedawna rządzą turyści i euro. Czarnogóra jako jeden z 3 krajów spoza Unii przyjęła euro za swoją walutę (obok Andory i Kosowa). Ten stosunkowo młody kraj, rozwija się w stosunkowo szybkim tempie, a wszystko za sprawą coraz to większej ilości amatorów słońca i tanich wakacji. I chociaż już tanio nie jest, turystów jest coraz więcej. Kto jeszcze nie był, radzę się wybrać jak najszybciej, zanim ceny i tłumy sięgną tych chorwackich.
Co ciekawe, w porównaniu z Chorwacją, Czarnogóra wypada… bardzo podobnie. A przynajmniej mi jest ciężko znaleźć granicę między tymi sąsiadami. Plaże takie same, morze to samo, góry takie same, język ten sam (pewnie obrażę paru lingwistów), kultura ta sama (pewnie obrażę parę tysięcy obywateli Czarnogóry), ceny podobne, tylko waluta inna. I przepraszam w tym miejscu wszystkich „bałkanologów”, może rzeczywiście jestem ignorantem, ale dla mnie wielkiej różnicy po prostu nie ma.
Nie zmienia to faktu, że Czarnogóra jest krajem pięknym. Malutka (zajmuje powierzchnię ponad 20krotnie mniejszą niż Polska), ale piękna. W tym wypadku sprawdza się powiedzenie, że małe jest piękne. Znajdziemy w nim wszystko czym urzekła turystów Chorwacja – urocze plaże, przejrzystą wodę i wysokie góry. Znajdziemy też urokliwe nadmorskie miasteczka z pięknymi starówkami, a wśród nich Kotor.
Kotor – perełka Adriatyku
Komu spodobał się Dubrovnik, powinien też odwiedzić właśnie Kotor. Miasteczko leży na krańcu Boki Kotorskiej – największej adriatyckiej zatoki. Starówka jest jedną z najładniejszych jakie widziałem. Ogromne wrażenie robią mury wznoszące się na skale, u której stóp zbudowano miasto. Broniły miasta od średniowiecza i nawet Turkom nie udało się ich zdobyć. Historia Kotoru sięga jednak znacznie dalej. Już w neolicie znajdowała się tu osada, którą potem rozbudowali Grecy i Rzymianie. Przez wieki miasto przechodziło z rąk do rąk. Władali nim Serbowie, Chorwaci, Węgrzy, Bośniacy, państwo Weneckie, oraz Austro-Węgry. Dopiero po 1918 Kotor znalazł się w granicach Jugosławii, a od 2006 roku jest częścią Czarnogóry. I to właśnie Czarnogórze przynosi zyski w postaci tłumów turystów.
Herceg Novi
Kolejnym miastem wartym odwiedzenia jest Herceg Novi. Miasto strzegło niegdyś wrót Zatoki Kotorskiej, obecnie wita turystów przyjeżdżających do kraju od strony Chorwacji. Herceg Novi jest nieduży i nie spotkaliśmy w nim tak wiele wycieczek jak w Kotorze, ale starówka jest równie urocza. Położenie miasta także. Z górującej nad miastem twierdzy Kanli Kula rozciąga się widok na Adriatyk oraz Bokę Kotorską.
A widok na Bokę jest jedyny w swoim rodzaju. Zbocza wysokich gór schodzą prosto do lazurowej wody. Nasze Tatry potrzebują 600 km, żeby zejść do Bałtyku. A w Czarnogórze wszystko w jednym miejscu. W końcu to jeden z najmniejszych krajów w Europie. Efekt? Musicie zobaczyć sami!