Boston

Śmiejemy się często z Amerykanów, że nie mają historii. Owszem, nie znajdziemy u nich śladów starożytnych Greków czy Rzymian, ani średniowiecznych budowli. Ale historia Stanów Zjednoczonych jest dłuższa niż te niecałe 250 lat od ich założenia. A Boston jest jednym z tych miast, gdzie tej historii trzeba szukać…

Boston

Po tym jednym z najstarszych miast USA mam przewodnika. Oprowadza mnie rodowity Bostończyk. Musicie wiedzieć, że znalezienie Amerykanina, który mieszka w mieście, w którym się urodził wcale nie jest łatwe 🙂 Oni w genach mają przemieszczanie się. Także Daniel do Bostonu po prostu wrócił po latach spędzonych w różnych innych stanach. Z Bostonu jest ewidentnie dumny…

“To jest najstarsze miasto Ameryki. Mamy najstarszą bibliotekę na świecie. Tutaj jest stolica stanu. To jest najważniejsze miasto. Mamy najlepsze drużyny sportowe. Stąd są największe firmy. Masz buty New Balance? To firma z Bostonu. Dużo wielkich firm jest stąd. Nawet Amazon chce się tu przenieść.”

Wróć… Daniel narzuca dość duże tempo zarówno marszu, jak i opowiadania, więc na chwilę zwolnijmy…

Najstarsza biblioteka świata? W Krakowie jest taka z XIV wieku… “No może nie świata, ale w USA to już najstarsza na pewno”.

Najstarsze miasto? A Plymouth? “No masz rację. Ale na pewno jedno z najstarszych. I najładniejszych, prawda?”

Tu muszę przyznać rację. Boston jest zadbany, czysty, sporo w nim zieleni – można nazwać go ładnym. A wybrzeże rzeki Charles jest po prostu super. Przy ujściu do Oceanu Atlantyckiego River Charles wygląda jak jezioro. Sporo na niej żaglówek. Są też kajaki i mnóstwo ptactwa. Aż dziw, że jesteśmy w wielkim mieście, które liczy ponad 600 tysięcy mieszkańców.

Rzeka Charles, Boston
Rzeka Charles

Mówi się, Charles River czy THE Charles River? – pytam.
Charles River, the Charles River, Charles River… nie wiem. – odpowiada Dan po czym zagaduje grupkę przechodniów, która też nie wie.
Sorry. Zwykłem zadawać trudne pytania – mówię.
To dobrze. Przynajmniej się czegoś dowiem. – odpowiada mój przewodnik z uśmiechem.

Trochę wcześniej mijaliśmy parę najbardziej historycznych punktów w mieście jak miejsce tzw. masakry bostońskiej, Old South Meeting House czy stary cmentarz Granary. Daniel jednak nie skupia się na historii, muszę nadrobić sam (w końcu kończyłem Amerykanistykę). Dla odmiany mam przewodnika po obyczajach miejscowych. Stąd nasza wizyta w prawdziwym irlandzkim pubie. Cały rząd budynków wygląda jakby wycięty z Dublina.

Irlandzki pub BostonZespół irlandzkich pubów w Bostonie
Ulice Bostonu
Port w BostonieUlice Bostonu są czyste i zadbane

Później na lunch wstępujemy na lokalne danie (hamburgera) do knajpy, w której tłumy oglądają dwa mecze na raz. Lokalne drużyny koszykówki (Boston Celtics) i baseballa (Boston Red Sox) grają dziś o najwyższe cele, a kibice przekrzykują się nawzajem. Tak, tak… o tych najlepszych drużynach też było trochę prawdy.

Następnie wdajemy się w dyskusje polityczne, na szczęście o Trumpie mamy podobne zdanie, więc bezkonfliktowo. Zresztą Amerykanie potrafią dyskutować o polityce bez popadania w skrajne emocje.

Pogoda zaczyna się psuć, a w oddali słychać grzmoty.

Chodź. Schowamy się do tego sklepu. Jest super. Można tu kupić włoską żywność. Nazywa się Eataly. Niezła nazwa, prawda?
Prawda. Chociaż muszę Ci to powiedzieć, że Wasze włoskie jedzenie jest kiepskie w porównaniu do tego we Włoszech.
Wiem. Byłem. Nie obrażam się.

Jeżeli nie jedliście nigdy “najlepszej pizzy w Nowym Jorku” lub “macaroni and cheese” – nie wiecie o czym mówię, ale włoska kuchnia, która ewoluowała za oceanem, naprawdę kiepsko wypada w porównaniu z oryginałem. Na szczęście na kolację tu nie zostajemy, ale muszę przyznać, że sam sklep wygląda imponująco.

Zmykamy dalej w stronę Boston Common, gdzie zaczęliśmy. To park w centrum miasta. Znajduje się pod patronatem National Park Service. Oprócz słynnych parków narodowych, rangersi zajmują się też miejscami o znaczeniu historycznym. W Boston Common zaczyna się Szlak Wolności (Freedom Trail), który prowadzi przez punkty ważne w historii kraju. Taka wycieczka jest darmowa i prowadzona właśnie przez strażników parku.

RangerSzlakiem wolności wybierzemy się na darmową wycieczkę z przewodnikiem

Tak więc już bez przewodnika, a z własną wiedza w głowie zapraszam Was na krótki spacer po historii Bostonu, a przy okazji i całego kraju.

Tuż obok Boston Common znajduje się dom, w którym urodził się Edgar Allan Poe. Był jednym z najciekawszych amerykańskich pisarzy. Słynął głównie z horrorów, a spod jego pióra wyszły m.in nowele Zagłada domu Usherów, Czarny kot, czy poemat Kruk. I właśnie z krukiem stoi pomnik Poe niedaleko rodzinnego domu pisarza.

Edgar Allan PoeDom urodzenia Edgara Allana PoeEdgar Allan Poe – jeden z najwybitniejszych pisarzy amerykańskich – pochodził z Bostonu
Boston Common nocą

Boston Common

Najstarszy park publiczny w Stanach Zjednoczonych. Powstał w 1634 roku kiedy Purytanie wspólnie (stąd nazwa „common”) zakupili ziemię za ówczesne 30 funtów. Początkowo wypasano tu żywy inwentarz, a także miejsce kar publicznych jak biczowanie. Na wielkim wiązie wieszano natomiast czarownice czy piratów.

Później stacjonowało tu wojsko Brytyjskie przed wymarszem w stronę Concord gdzie symbolicznie rozpoczęła się wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Dziś park służy mieszkańcom jako miejsce spacerów, joggingu czy treningów baseballa. Jest także miejscem wydarzeń masowych takich jak msza celebrowana przez papieża Jana Pawła II w 1979 roku.

Park Boston Commons

Massachusetts State House

Czyli siedziba władz stanu Massachusetts. Boston jest przecież jego stolicą (co nie zawsze jest takie oczywiste – patrz Nowy Jork).

Budynek z wielką złotą kopułą rzuca się w oczy podczas spaceru po Boston Common. Zaprojektowany przez Charlesa Bulfincha, swoją funkcję pełni od 1798 roku, a więc od początku istnienia rządu stanowego.

Kongres stanu Massachusetts

Granary Burying Ground

Wspomniany już przeze mnie historyczny cmentarz pochodzi z 1660 roku i jest miejscem pochówku kilku wybitnych postaci. Na sam początek rzuca się w oczy obelisk z nazwiskiem Franklin, jednakże grobu tego męża stanu należy szukać w Filadelfii, w której spędził całe życie (choć urodził się właśnie w Bostonie).

Na cmentarzu Granary pochowani są natomiast rodzice Franklina. Jest też nagrobek innego słynnego mieszkańca Bostonu. Paul Revere, bo o nim mowa, to nazwisko znane wszystkim amerykańskim dzieciom ze względu na szkolny wierszyk o nocnym jeźdźcu. Jego rajd w celu uprzedzenia swoich ludzi o zamiarach brytyjskiej armii przeszedł do historii jako początek Amerykańskiej Wojny o Niepodległość.

Niedaleko znajdziemy także grób Johna Hanckocka, jednego z ojców założycieli i sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości. W historii zapisał się wielkością swojego podpisu na tymże dokumencie.

Niedaleko grobu Samuela Adamsa – kolejnego Bostończyka i sygnatariusza Deklaracji, znajdziemy też groby ofiar tzw. masakry bostońskiej.

Stary cmentarz Granary

Boston Massacre Site

Wydarzenia nazwane później masakrą bostońską są uważane za jedną z bezpośrednich przyczyn wybuchu rewolucji amerykańskiej.

Po wielu miesiącach napięć między mieszkańcami kolonii a koroną brytyjską, na ulice wyszli mieszkańcy Bostonu. Doszło do starcia, w wyniku którego pięciu cywilów zginęło od kul. Doprowadziło to do ogólnego niezadowolenia z rządów króla i ewakuowania żołnierzy brytyjskich, a w konsekwencji do wojny.

Dziś, miejsce upamiętnia okrągła płaskorzeźba z datą 5 marca 1770 roku.

Miejsce masakry bostońskiej

Old South Meeting House

Zbudowany w 1729 roku budynek był kiedyś najwyższy w całym Bostonie. W latach poprzedzających rewolucję, był miejscem zagorzałych dyskusji między zwolennikami korony i niepodległości. Był też miejscem jednego z najważniejszych wydarzeń okresu. 16 grudnia 1773 roku debatowano tutaj nowy podatek od herbaty. Gdy nie udało się osiągnąć kompromisu, Samuel Adams dał sygnał do protestu w postaci tzw. Boston Tea Party, który jest uznawany za bezpośrednią przyczynę wybuchu rewolucji.

Dzisiaj w budynku mieści się muzeum i to jedno z najstarszych w Stanach Zjednoczonych, działające od 1877.

Old South Meeting House

Faneuil Hall

Budynek, w którym dziś mieści się najsłynniejszy targ w mieście (a może i na całym wschodnim wybrzeżu?) także był miejscem spotkań rewolucjonistów. Zbudowany w celach handlowych widział protesty przeciwko nowym podatkom i opłatom narzucanym przez rząd brytyjski.

Przed budynkiem stoi pomnik wspomnianego już przeze mnie Samuela Adamsa. W środku możemy dziś skosztować świeżych owoców morza, w tym homarów, z których słynie wschodnie wybrzeże.

Stary market

Paul Revere’s House

Stara, drewniana chata wybitnie nie pasuje do wielkomiejskiej zabudowy Bostonu. Zachowała się tu jednak ze względu na jej wielką wartość historyczną. Ta chata to dom, w którym mieszkał się najwybitniejszy (w oczach wielu) obywatel Bostonu czyli Paul Revere. To także najstarsza budowla w całym mieście. Dzisiaj mieści się tu muzeum ku czci jego lokatora.

Dom Paula Revere'a

Boston Tea Party

I w końcu dotarliśmy do brzegu. Nie zapominajmy, że Boston to miasto portowe. W miejscu gdzie Ocean Atlantycki wcina się w ląd znajdziemy nabrzeże o nazwie Griffin’s Wharf. To właśnie w tym miejscu cumował brytyjski statek z herbatą, na którą król narzucił kolonistom wspomniany już wcześniej nowy podatek.

W ramach protestu, przebrani za Indian rewolucjoniści wrzucili do wody 342 skrzynki demonstrując w ten sposób Wielkiej Brytanii, że nie zamierzają bezczynnie stać i patrzeć jak “tyran” narzuca im swoje prawa. Wydarzenie nazwane “herbatką bostońską” jest dziś uważane jako pierwszy akt wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

A Griffin’s Wharf i zacumowane przy nim statki są jednym z najważniejszych zabytków historii USA. Dziś oczywiście zamienione w muzeum.

Boston Tea Party

Na koniec…

Ufff… dotarliśmy do końca historii i spaceru. Oczywiście poza historią Boston ma wiele do zaoferowania. Dość powiedzieć, że znajdziemy w nim najstarszy uniwersytet po tej stronie oceanu – słynny Uniwersytet Harvarda z jego zabytkowym kampusem.

Boston słynie też z dobrej kuchni, zwłaszcza owoców morza. A jako miasto portowe ma też niezwykle ciekawe oceanarium.

No ale to wszystko na kolejny raz…