Katania: La Pescheria, czyli najlepszy targ rybny
Tłum, harmider, średnio przyjemny zapach i chrzęszczące kawałki ryb pod nogami. Brzmi źle? Przecież to najlepszy targ rybny na świecie!
W Katanii, tuż obok Piazza del Duomo, tuż za fontanną Amenano, zaczyna się kompletnie inny świat. Inny od tego, który zwiedzają turyści licznie odwiedzający Sycylię. Tutaj rządzą lokalsi, na przyjezdnych w zasadzie nie zwracają uwagi. Dla sprzedających liczy się tylko codzienny utarg. Dla kupujących – aby towar był świeży i w dobrej cenie. Zewnętrznemu obserwatorowi ciężko nawet określić kto sprzedaje, a kto chce kupić. Taki tu ruch.
Włosi nazywają takie miejsca „la pescheria”, a ja uwielbiam się po nich plątać z aparatem. Tutejszy targ rybny jest, jeszcze raz podkreślę, jednym z najlepszym na jakich byłem. Jego główną zaletą jest po prostu autentyczność. Od wielu wieków, Sycylijczycy sprzedają tutaj to, co daje im morze. Ryby wszelkiej maści z wielkimi włócznikami na czele, krewetki, kałamarnice, ośmiornice, małże i różne inne, przedziwne czasami stworzenia. Sprzedawcami są w zasadzie tylko starsi mężczyźni. Ci młodsi co najwyżej pomagają. Panowie głośno zachwalają swoje produkty przekrzykując się nawzajem po sycylijsku. Towar jeszcze się rusza, ale jeszcze dziś wieczorem trafi na stoły katańskich restauracji i domów.
Wszystko jest barwne, fotogeniczne, nie mogę się z tego miejsca wyrwać. Ludzie praktycznie nie zwracają na mnie uwagi, więc utknąłem z aparatem w ręku i próbuję ustrzelić jak najciekawsze kadry. Co myślicie? Jak mi poszło?
Targ ciągnie się przez pobliskie uliczki, rozlewa w miasto i końca nie widać. Pod sprzedawców ryb „podpinają” się inni. Trochę dalej można już kupić owoce i warzywa, świeże mięso, sery z mozarellą i ricottą na czele, a nawet spróbować lokalnego wina czy piwa.
Zwłaszcza te pierwsze przykuwają oko… i obiektyw. Niby zwykłe pomidory, ale jednak słońce im służy. Są bardziej czerwone, soczyste. Tak samo cała gama owoców od arbuzów, melonów przez morele, brzoskwinie czy pomarańcze. Palce lizać już na sam ich widok. No i nie zapominajmy o creme de la creme Sycylii – melanzane, czyli bakłażany są podstawą tutejszej kuchni. Sycylijczycy dodają ich do wszystkiego.
I tak mógłbym spędzić na targu i cały dzień, i dwa dni. Plątając się, podziwiając, kosztując i przede wszystkim podglądając ten nieprawdopodobny spektakl przez obiektyw mojego Fuji. Niestety… czasu mam za mało jak zawsze. Ale kiedyś na pewno tu wrócę!