Podróż żaglowca Mayflower
Jest rok 1620. Po wielomiesięcznej, wycieńczającej podróży, pasażerowie żaglowca Mayflower w końcu widzą ląd. Nie byle jaki ląd. To Nowy Świat, a nowy świat oznacza nowe życie, nowe możliwości…
Historię pielgrzymów zna każde dziecko w Ameryce. Leży ona u podstaw Stanów Zjednoczonych i została opisana na wiele sposobów. Trochę ją podkoloryzowano i przeobrażono w mit założycielski. Pozwólcie, że Wam ją opowiem.
Parę miesięcy przed dobiciem do brzegów Ameryki, Mayflower opuścił angielski port Plymouth. Statek został wynajęty przez grupę reformatorów kościoła anglikańskiego, zwanych purytanami. Wierzyli oni, że kościół potrzebuje rewolucji, powrotu do skromności, czystości i podstawowych wartości. Niektórzy mieli nadzieję na rewolucję od środka, część, o której opowiem można by nazwać separatystami.
Uciec przed prześladowaniem
W sytuacji, w której głową kościoła jest król Anglii, separatyści religijni zostaną oskarżeni o zdradę i muszą uciekać. Nie planują dalekiej podróży, lądują w Niderlandach, gdzie swobodnie mogą wyznawać swoją religię. Warunki panujące w tamtejszych zakładach urągają jednak człowieczeństwu i nie wystarczają na prowadzenie godnego życia. Zapada więc decyzja – ruszają za ocean.
Już od ponad 100 lat Europejczycy eksplorują Nowy Świat. Jest początek XVII wieku, na tronie angielskim zasiada Jakub I Stuart. Od jego imienia wzięła nazwę pierwsza stała osada angielska w Ameryce – Jamestown. Jej historię możecie kojarzyć z opowieści o Pocahontas. John Smith, jej bajkowy kochanek, był pierwszym przywódcą tejże kolonii.
Całe terytorium angielskie w Ameryce, zwane Virginia – na cześć królowej dziewicy Elżbiety I (poprzedniczki Jakuba) – jest już podzielone, a król przyznaje ziemię i prawa do jej użytkowania swoim poddanym.
Takie pozwolenie dostają też pasażerowie Mayflowera, który 16 września 1620 roku odbija od wybrzeży Anglii. Na pokładzie są 102 osoby, w tym znaczna grupa naszych uciekinierów religijnych. Jeden z nich opisuje wyprawę w tonie wyprawy do ziemi obiecanej, a pasażerów nazywa pielgrzymami. To określenie już na stałe zapisuje się w historii.


Podróż za ocean
Początkowo podróż przebiega znośnie. Dopiero później pogoda się psuje, a warunki pokładowe się pogarszają. Wielu dopada choroba, jeden chłopiec umiera. Widok lądu obudza jednak nadzieje pielgrzymów i pogłębia ich wiarę w boskie dzieło. Oto oni, naród wybrany, docierają do nieznanych brzegów, aby tu założyć „miasto na wzgórzu”, nowe królestwo niebieskie.
Tak przynajmniej brzmi mit, stworzony m.in. przez Williama Bradforda, jednego z pasażerów i późniejszego gubernatora kolonii. To dzięki jego przekazom znamy dzisiaj tę historię w szczegółach. I to on jest kreatorem mitu założycielskiego.
Rzeczywistość jest trochę bardziej prozaiczna. Najpierw, okazuje się, że prądy zniosły statek na północ. Wybrzeże, do którego dociera Mayflower nie jest częścią Virginii. Pielgrzymi nie mają prawnego pozwolenia na osiedlenie się w miejscu, które dzisiaj jest stanem Massachusetts. Dlatego też, u wybrzeży przylądka zwanego dzisiaj Cape Cod, podpisują porozumienie o tym jak będzie wyglądało życie w nowej kolonii. Dokument ten, nazwany „Mayflower Compact”, określa, że mieszkańcy kolonii będą żyli w zgodzie z religią, będą ciężko pracować i dzielić się owocami swojej pracy po równo.
Teraz, statek może przybić do brzegu, a pielgrzymi mogą zejść na ląd. Według przekazu kotwica zostaje zarzucona przy Plymouth Rock. Nowa kolonia natomiast dostaje nazwę Plymouth.

Kolonia Plymouth
Życie w Plymouth łatwe nie jest. Co prawda Pielgrzymi znajdują wymarłą wioskę indiańską, z już wykarczowanymi lasami i przygotowanymi polami kukurydzy, niemniej większość jest wykończona podróżą i chorobami, a nadchodząca zima łagodna nie będzie.
„W przeciągu dwóch lub trzech miesięcy, połowa ich kompanii zmarła, zwłaszcza w styczniu i lutym, w pełni zimy, w potrzebie dachu nad głową i innych wygód, chorzy na szkorbut i inne choroby spowodowane długą podróżą i nieszczęśliwymi warunkami. Czasami umierały dwie, trzy osoby dziennie, tak, że ze stu pozostało zaledwie pięćdziesiąt*.” Tak czas nazwany czasem głodu opisał wspomniany już William Bradford w swoich dziennikach zatytułowanych „O Plantacji Plymouth”.



Rekonstrukcja osady Pielgrzymów w dzisiejszym Plymouth
Nieoczekiwana pomoc
Na wiosnę, do Pielgrzymów uśmiecha się szczęście (choć sami stwierdzili by, że to Bóg, bo w szczęście nie wierzą). Do ich osady przybywa rdzenny mieszkaniec tych terenów, członek plemienia Wampanoag o imieniu Samoset. Ku wielkiemu zaskoczeniu, Samoset mówi po angielsku. Opowiada nowo przybyłym o swoim plemieniu i tutejszych ziemiach. Po jakimś czasie wraca z innym Indianinem o imieniu Squanto. Ten jeszcze lepiej zna angielski. Mało tego – odwiedził już Anglię! Wprawdzie w charakterze niewolnika i ciekawostki, ale dzięki temu poznał język i teraz może służyć Pielgrzymom jako tłumacz.
I przysłuża się bardzo. Tak bardzo, że jego imię zostało zapamiętane, a Pielgrzymi i Indianie Wampanoag podpisują traktat pokojowy. Tubylcy przekazują też nowym mieszkańcom wiedzę o tym jak uprawiać ziemię, gdzie i kiedy zbierać owoce i wiele innych, niezbędnych informacji, które pomagają Pielgrzymom przetrwać zimę.
Po pomyślnych zbiorach roku 1621, Pielgrzymi i Indianie urządzają uroczyste świętowanie (zakorzenione co ciekawe w obu kulturach). Ci pierwsi chcą głównie podziękować Wampanoag za pomoc, bez której pewnie by nie przetrwali. Ci drudzy nie mogą jeszcze być świadomi jak bardzo ta pomoc przyczyni się do późniejszej zagłady kultury plemiennej.
Świętowanie odbywa się w radosnej atmosferze i nazywane jest dziś Pierwszym Świętem Dziękczynienia. Prezydent Abraham Lincoln ustanowił je świętem narodowym jakieś 200 lat później. Do dzisiaj rodzinne spożywanie wielkiego indyka jest jednym z symboli Stanów Zjednoczonych. A ja mam nadzieję, że wyjaśniłem Wam to, skąd się wzięło.
P.S. Na południu Cape Cod, gdzie dzisiaj stoi latarnia morska Chatham, jest wielka tablica upamiętniająca takie oto wydarzenie: “Tutaj, podróżujący na południe Mayflower spotkał groźne prądy i został zmuszony do powrotu na północ. Gdyby nie to miejsce, nigdy nie było pielgrzymów i historii kolonii Plymouth.” Dla mnie to tak, jakby gdzieś w środku Polski dać informację, że gdyby tu nie było tego krzaka, Jagiełło nie musiałby go ominąć i nie spotkał by Krzyżaków pod Grunwaldem… Amen 🙂
*przekład własny
