Pół godziny opóźnienia na starcie, przedłużający się postój na kawę w Cieszynie, niesamowity korek oraz dziurawa czeska autostrada powodują, iż planowany czas przyjazdu do Pragi przesuwa się 3 godziny w przód. Co więcej, GPS się gubi i musimy dotrzeć do naszej noclegowni z pomocą mapy. Na szczęście dzięki świetnej pani pilot udaje nam się to jedynie z dwoma objazdami. Wysiadamy z samochodu i cóż… Akademik jak akademik, damy radę. Przed budynkiem większość samochodów na polskich blachach. To znak, że u nas w kraju długi weekend. W trakcie wyjazdu jeszcze nie raz usłyszymy naszą piękną polską mowę (choć czasem z niezbyt pięknymi przecinkami).
Po szybkim prysznicu i pierwszym piwku ruszamy na miasto. Na początek Staromestske Namesti, czyli rynek Starego Miasta. Jestem w czeskiej stolicy po raz czwarty, ale za każdym razem zachwyca mnie tak samo. Pięknie odrestaurowane kamienice, kręte uliczki i mnóstwo wież i wieżyczek, zabytki w każdym stylu, do wyboru, do koloru. Wszystko to składa się na wyjątkową atmosferę. Nie na darmo Praga została nazwana „perłą w cesarskiej koronie.” Czemu cesarskiej? Ano dlatego, że swego czasu znajdowała się w granicach cesarstwa Austro-Węgierskiego. Ba! Cesarz Rudolf II przeniósł tu nawet stolicę z Wiednia. Co ciekawsze, miasto uchroniło się od wszelkich zniszczeń wojennych, bo Hitler chciał zrobić dokładnie to samo.
Do Pragi, aby się zgubić
Spacerując uliczkami Starego Miasta docieramy do Placu Wacława. To symboliczne dla Czechów miejsce, gdzie zbierały się patriotyczne demonstracje podczas Aksamitnej Rewolucji i gdzie Czesi świętują hokejowe sukcesy. Wieczorem plac i dominujące Muzeum Narodowe są pięknie oświetlone i pełne turystów. A propo turystów… Czy wspomniałem już, że jest ich zdecydowanie za dużo? Rozumiem, że Polacy mają długi weekend, ale skąd tylu Azjatów, Niemców, czy Włochów?! Z ręką na sercu nigdy nie widziałem tylu ludzi w jednym mieście!
I tak rozpychając się łokciami z Placu Wacława ruszamy w stronę słynnego Mostu Karola. Podczas mojej ostatniej wizyty był w przebudowie, więc może teraz uda mi się zrobić dobre zdjęcie. Ku memu rozczarowaniu na moście jest jeszcze gorzej niż na ulicach. Byliście kiedyś przy warszawskim Metrze Centrum w godzinach szczytu? Wyobraźcie sobie, że wszyscy Ci ludzi wysiadający z metra muszą przedostać się na drugą stronę Wełtawy, a jedynym mostem w mieście jest Most Karola. Tak to mniej więcej wygląda.Rezygnujemy więc z przeprawy na drugą stronę i wracamy do naszego akademika. Przed nami długi i męczący dzień…