Przejść Mostem Karola, obejrzeć zmianę warty na Hradczanach, wyjechać na Petrin, być o pełnej godzinie pod Orlojem… Dużo tych obowiązkowych atrakcji. Za dużo. Po Pradze lepiej pospacerować spokojnie, napić się piwka, nawet zgubić się wśród uliczek Starego Miasta. Mądry Polak po szkodzie.
Zaczynamy nietypowo, bo od Josefova. Dawna dzielnica żydowska, nazwana tak na cześć cesarza Józefa, zachwyca odrestaurowanymi kamienicami i bardzo klimatycznym cmentarzem. Oprócz tego synagoga na synagodze i człowiek na człowieku. Z tych pierwszych zaciekawiła mnie nazwa Synagoga Staronowa. Okazało się, że jest to najstarsza bożnica w mieście, więc gdy ją budowano była pierwsza i nowiutka. Z czasem słowo „nowa” przestało pasować, więc dodano do niego „staro”.
Z Josefova udajemy się na Rynek Starego Miasta, który podobnie jak w nocy wypełniony jest turystami. Pod Orloj ciężko się dostać, więc idziemy w drugą stronę. Mijamy kościół NMP przed Tynem i wchodzimy w wąskie praskie uliczki. Ku naszemu zdziwieniu trafiamy pod Bramę Prochową. Znak, że musieliśmy iść dokładnie tak samo jak wczoraj. No to skoro już tu byliśmy, to wracamy.
Hradczany
I to wracamy w bardzo szybkim tempie przez Most Karola i na Hradczany, bo o 12 jest uroczysta zmiana warty. Zdążyliśmy, ale i tak niewiele zobaczymy, bo tłum ludzi wszystko zasłania. Parę zdjęć zrobionych na oślep, 10 minut stania na palcach i mamy dość. Siadamy na krawężniku i czekamy aż tłum się rozpierzchnie, żebyśmy mogli spokojnie wejść na zamek.
Kolejka za biletami dość długa, ale mogło być gorzej. Po odstaniu swojego wchodzimy najpierw do katedry św.Wita. Gotyckie wnętrze robi wrażenie, ale natychmiast psuje to wrażenie chmara ludzi idących gęsiego i pstrykających zdjęcia wszystkiemu. Najgorzej pod nagrobkiem św.Jana Nepomucena, tego co to do Wełtawy został wrzucony. Tam, żeby się przepchać trzeba znać słowo przepraszam przynajmniej w pięciu językach, a najlepiej po chińsku.
Gdy już nam się to udaje kierujemy się na wieżę. Niestety okazuje się, że nasze bilety nie upoważniają do wspięcia się po krętych schodach i zobaczenia Pragi z góry. No cóż, pozostaje nam wnętrze zamku ze słynnym oknem, przez które wyrzocono cesarskich namiestników rozpoczynając tym samym wojnę trzydziestoletnią. Potem zwiedzamy romańską katedrę św. Jerzego i na sam koniec Złotą Uliczkę. Piękne miejsce. Byłoby jeszcze piękniejsze gdyby nie… no właśnie – tłum ludzi!
Mala Strana
Z Hradczan schodzimy na Małą Stranę, z górującym kościołem św.Mikołaja. Kiedyś znajdowało się tu targowisko, obecnie mieszczą się urzędy i ambasady. Idziemy do poleconej nam knajpy 'U Hrocha’ na pyszne czeskie piwo i obowiązkowego 'utopenca’. Jest to parówka w occie, którą Czesi zagryzają złoty napój. Ohyda! Ale tradycja zaliczona.
Z Malej Strany wracamy na Starometske Namesti tym razem rozkoszując się Mostem Karola. No… rozkoszując to za duże słowo. Raczej przepychając się i rozpychając między milionami turystów. Podobno na most najlepiej wstąpić o świcie, bo jest pusty. Jakoś ciężko sobie to wyobrazić.
Po wyczerpującym spacerze mostem zaczynamy odczuwać głód. Czas najwyższy na Knedliki. Tradycyjna czeska potrawa musi być z gulaszem. Swego czasu za przykładem innych klientów restauracji chciałem do knedlików kotelta. Usłyszałem tylko od znajomego Czecha – Jadasz kotleta z pierogami? – No nie, ale wszyscy biorą kotlet. – To są Polacy! – i wszystko jasne…
Po obiadku postanawiamy wyjechać na Petrin. Wzgórze z wieżą widokową jest ulubionym do wypoczynku miejscem Prażan. W okalającym parku można usiąść na ławeczce lub po prostu rozłożyć się na trawce. Tak też robimy, gdyż nogi dają znać o sobie.
Z Petrina schodzimy ścieżką na Hradczany mijając Klasztor Strachovsky. Jako, że byliśmy tu już wcześniej, wsiadamy do tramwaju i jedziemy na Stare Miasto obserwować słońce zachodzące nad Praskim zamkiem i Katedrą św.Wita. Piękny widok. Jeszcze piękniej wygląda gdy ma się pod ręką puszkę Staropramena. W Czechach można swobodnie pić piwko na świeżym powietrzu. Dlaczego w Polsce nie wolno?