Pustynia Mojave i resztki dzikiego zachodu
Hej! Wszystko w porządku? – Zaskakuje mnie głos mężczyzny. – Tak. Dzięki. – odpowiadam speszony. – To dobrze, uważaj na siebie! – Rzuca na do widzenia i wsiada do samochodu z napisem “ranger”. Rzeczywiście. Nie pomyślałem. Zatrzymałem auto na środku drogi, żeby zrobić zdjęcie i jakaś inna perspektywa pociągnęła mnie kawałek w głąb pustyni. Nie pierwszy raz. Jadę tak chyba już z godzinę, zatrzymując się co pięć minut dla coraz to lepszych ujęć. Poza mną nie ma tutaj nikogo. Od ponad godziny nie minąłem żadnego samochodu. Moja komórka nie ma zasięgu. Miło, że chociaż ranger patroluje okolicę…
Pustynia Mojave jest najgorętszym miejscem w Ameryce Północnej. Jej częścią jest m.in. Dolina Śmierci, w której odnotowano rekordową temperaturę 56,7 stopnia Celsjusza. Ja jestem od niej na południe. W miejscu, w którym utworzono Mojave National Preserve – obszar chroniony przez rząd federalny. Znajduje się on niecałe 2 godziny jazdy z Las Vegas do Los Angeles. Z autostrady międzystanowej numer 15 trzeba zjechać w miejscowości Baker. I potem już pustą, prostą drogą jedziemy w nieznane.
Na horyzoncie majaczą góry, a wokół pustynny krajobraz. Nie ma piasku, choć ten nam się przecież z pustynią głównie kojarzy. Mojave to pustynia żwirowa, choć i wydmy piaskowe tutaj znajdziemy. Pustynia jest ogromna. Ma powierzchnię około 124 000 km2 i rozciąga się na granicy stanów Nevada i Kalifornia zahaczając także o Utah i Arizonę. Przyjęło się, że jej granicę wyznaczają drzewa jozuego, o których troszkę dalej.
Pustynia Mojave leży głównie na wysokości ok 600 m n.p.m., choć znajduje się na niej także najniżej położony punkt Ameryki Północnej – Badwater Basin w Dolinie Śmierci (86 m poniżej poziomu morza).
Swoją nazwę zawdzięcza rdzennym mieszkańcom tych ziem – indiańskiemu ludowi Mojave (albo Mohave). Weszła ona do angielskiego przez język hiszpański i dlatego poprawnie wypowiada się ją „mouhavi”.
Pozostałości po kolei
Tymczasem poluję na pustynne kadry kierując się w stronę miejsca zwanego Kelso Depot. Stoi tu niewielki budynek, w którym niegdyś urzędowali pracownicy kolei. Tory jeszcze są, nawet pociąg jedzie, tylko już się tutaj nie zatrzymuje. Budynek służy dziś za punkt informacji turystycznej, w której pomocni rangersi opowiedzą więcej na temat rezerwatu. Można też kupić drobne upominki lub zwiedzić niewielkie muzeum. Zachowano na przykład kwatery mieszkalne. Pracownicy relegowani na środek pustyni musieli przecież gdzieś nocować.
Pytam która droga do Las Vegas jest ciekawsza. W odpowiedzi słyszę, że do Vegas najszybciej przez Nipton Road. Na szczęście wcześniej poczytałem i wiem, że z Nipton Road muszę jeszcze skręcić w stronę Cima Road. Tam jest bardziej malowniczo, a uroku dodają wspomniane już drzewa Jozuego.
A co to takiego? Choć na pierwszy rzut oka można pomylić z kaktusem, drzewo Jozuego to gatunek juki osiągający nawet 12 metrów wysokości. Występują głównie na pustyni Mojave, a ich większe skupiska są właśnie w Mojave National Preserve oraz w parku narodowym Joshua Tree (angielska nazwa tej rośliny). Brzmi ona znajomo? Bono i U2 swoją płytę o tym samym tytule nazwali właśnie po wizycie na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Nie dziwię się, że te niezwykłe rośliny mogą inspirować artystów. Mnie inspirują do kolejnych fotografii. Mam już ich zdecydowanie za dużo i nie mogę przestać.
Przy Cima Road, pośród pustki zaskoczy Was biały krzyż. To miejsce pamięci żołnierzy poległych na frontach I Wojny Światowej. Stąd już blisko do autostrady numer 15. Ja się jednak wolę wrócić i podążyć w stronę Nipton. Jednej z niewielu osad w okolicy. Szukam resztek dzikiego zachodu.
Nipton
W Nipton panuje cisza. Na maszcie dumnie powiewa amerykańska flaga, a tutejsza restauracja/sklep/kawiarnia jest całkiem pusta.
– Skąd jesteś? – zagaduje mnie barman.
– Z Polski. – odpowiadam.
– O kurde. Do daleeeeko!
– No daleko.
– Zimno tam macie. Nie?
– W listopadzie jest raczej zimno. Na pewno zimniej niż tutaj.
Jest połowa listopada, a na Mojave jest jakieś 25 stopni Celsjusza. Idealna temperatura do podróży przez pustynię. Ciężko mi sobie wyobrazić upały panujące tu w lecie. Ciężko mi też uwierzyć, że ktoś mieszka na takim odludziu. Pytam co tu ludzie robią. W odpowiedzi słyszę, że czekają na lepsze czasy. Ponoć mają tu organizować park rozrywki, którego motywem przewodnim będzie marihuana. Od niedawna jest legalna w Kalifornii. Wtedy przyjadą turyści i przywiozą dużo dolarów – nomen omen zwanych zielonymi.
Póki co ciszę przerywa nadjeżdżający pociąg. Kiedyś przywoził na pustynię Mojave życie. Ludzie dostawali pracę, osiedlali się. Teraz tylko śmiga z wielki hukiem i znika na horyzoncie.
Znikają też takie miejscowości jak Nipton. Ludzie uciekają do Las Vegas w poszukiwaniu lepszego życia. Ja idę w ich ślady. Wsiadam do auta i wracam do miasta grzechu, resztki dzikiego zachodu zostawiając za sobą.