Rzymski pech

Zamek Anioła w Rzymie

Siedem euro za bilet do Rzymu, z powrotem i jeszcze na komunikację miejską? No to nad czym tu się zastanawiać? Jedziemy! Skoro pociągi jeżdżą co godzinę to się wybierzemy przed dziewiątą i wieczorem wrócimy.

Tak o to pojawiła się możliwość zwiedzenia Wiecznego Miasta już drugi raz w odstępie roku. Na stacji Colleferro zjawiamy się zgodnie z planem, żeby dowiedzieć się, że w niedzielę pociąg jeździ z mniejszą częstotliwością. No trudno, poczekamy godzinkę i zaplanujemy sobie trasę. Nie chcemy oglądać znowu tego samego, więc tym razem pójdziemy śladami Aniołów i Demonów autorstwa Dana Browna. Poszukamy tych wszystkich kościołów i rzeźb i sprawdzimy ile w tym prawdy.

Po około 40 minutach jazdy wysiadamy na stacji Roma-Termini i z przykrością stwierdzamy, że pociąg powrotny jest po 22. Co pół godziny… tak to jest wierzyć Włochom. No cóż, miasto jest duże, czymś się zajmiemy. Atmosfera porywa nas momentalnie po wyjściu z dworca. Lejący się z nieba żar, tłumy turystów, ogólny chaos i ten niepowtarzalny klimat. Tylko w Rzymie można tak blisko poczuć czasy starożytne.

Santa Maria Maggiore

Pierwszy przystanek to Santa Maria Maggiore. Jedna z czterech bazylik większych w mieście. Znajdują się w niej relikwie żłóbka, w którym narodził się Jezus. Przynajmniej tak twierdzi przewodnik, gdyż ja, pomimo mego sokolego wzroku żadnego żłóbka nie znalazłem. Znalazłem natomiast pierwszy z kościołów odwiedzonych przez Langdona w poszukiwaniu mordercy – Santa Maria della Vita. W środku jest słynna rzeźba Berniniego  Ekstaza św.Teresy. Znowu muszę użyć słowa „podobno” gdyż kościół jest zamknięty. Sjesta…

Bazylika Santa Maria MaggioreBazylika Santa Maria Maggiore

Nie załamujemy się. Weźmiemy metro z Piazza della Repubblica i podjedziemy na Piazza del Poppolo. Albo i nie podjedziemy, ponieważ linia A jest nieczynna z przyczyn technicznych. W takim razie weźmiemy autobus. Idziemy poszukać przystanku i tak dochodzimy do Fontanny Di Trevi. Skoro już  tu jesteśmy to rzucimy okiem, i monetką, w końcu rok temu się spełniło i wróciliśmy. Tłumy ludzi jednak nas do fontanny nie dopuszczają, więc rezygnujemy i idziemy na pyszną, prawdziwą włoską pizzę.

Napływ nowych kilodżuli sprawia, że nie dość, że wspinamy się na Schody Hiszpańskie to dalej idziemy już pieszo podziwiając wąskie uliczki, które pamiętają czasy Cezara. Przy jednej z takich uliczek skupisko ludzi wyraźnie na coś czeka. Z ciekawości pytam „cosa successo?” Bruce… aaa… Springsteen!… aaaaa… hotel…!!!” Poznamy Springsteena? Eeee… chyba nie… No to idziemy dalej.

Piazza del Poppolo

Na Piazza del Poppolo stoją trzy kościoły i żaden z nich nie jest podpisany Santa Maria del Poppolo. Obchodzimy cały plac dookoła i stajemy zażenowani. Obchodzimy raz jeszcze i nic. Za trzecim obejściem stajemy sfrustrowani pod ścianą, na której napis głosi: „Santa Maria del Poppolo.” To ta sama ściana, pod którą staliśmy na samym początku…. sokoli wzrok znowu zawiódł. Wchodzimy więc do kościoła…. zaraz zaraz… nie wchodzimy… Sjesta…

Zmęczeni i zdenerwowani siadamy na przystanku i czekamy na autobus do Watykanu. Autobus w końcu nadjeżdża… i nie zatrzymuje się. Jak się później okazało, rzymscy kierowcy strajkowali przeciw niskim płacom. A ja myślałem, że takie rzeczy to tylko w Polsce. No cóż… idziemy do Stolicy Piotrowej na nogach.

Watykan

Po dość długim spacerze, w końcu udaje nam się zrealizować chociaż jeden punkt naszego planu. Na Placu św. Piotra znajduje się płaskorzeźba Berniniego West Ponente. Jak powszechnie wiadomo jest to dowód na to, iż Bernini był jednym z Iluminatów i chciał zniszczyć kościół. W tym celu wykonywał niezliczone rzeźby na zlecenie papieża, w których ukrywał starożytne symbole antyklerykalne.

West Ponente
My jednak nie mamy tak niecnych zamiarów, idziemy więc do grobów papieskich gdzie po raz drugi w ciągu roku klękamy przed grobem Jana Pawła II. Zaraz potem po niekończących się schodach wspinamy się na kopułę bazyliki. Z góry uświadamiamy sobie jak długą trasę pokonaliśmy pieszo. A tak na marginesie, kopuła bazyliki jest jedynym miejscem, z którego widać cały kraj. Watykan oczywiście.

Ostatnim przystankiem na mapie Langdona jest Piazza Navona i zdobiąca go Fontanna Czterech Rzek dłuta Berniniego. Z tejże fontanny protagonista Langdona wyciągnął martwego kardynała. Tym razem plac jest pełen turystów, a w fontannie nie ma żadnych trupów. Zmęczeni i pozbawieni zapasów wody siadamy na chwilę, by ochłodzić się w cieniu rzeźb symbolizujących Nil, Dunaj, Rio de la Plata i Ganges.

Na koniec dnia zahaczamy jeszcze o bazylikę św.Pawła za Murami, by przekonać się, że jest zamknięta (gdzieżby inaczej) i wracamy na Termini, by złapać jedyny wieczorny pociąg na południe.

Plac św.Piotra


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.