Sarajewo: Miasto, które rodzi się na nowo

Widok na Sarajewo

Kiedy słyszymy nazwę Sarajewo na myśl przychodzi wojna. Muszę się przyznać, że mnie również to miasto kojarzyło się z ruinami, bombami, śladami od kul. Jakże błędne było to przekonanie. We współczesnym Sarajewie ze świecą szukać pozostałości po nie tak dawnej wojny. Zwłaszcza w centrum miasta nie znajdziecie ani śladu po kuli. W 16 lat po oblężeniu, miasto funkcjonuje jak każda europejska stolica. Ruchliwa, pełna życia, centrum wielkich korporacji i szklanych wieżowców. Moje pierwsze skojarzenie to Warszawa.

Sarajewo – pierwsze wrażenia

Do miasta wjeżdżamy od strony Tuzli. Niesamowicie kręta, górska droga. Ponad 100 km zakrętów, a Bośniacy jeżdżą jak straceńcy (na albańskie drogi wjedziemy dopiero później). GPS się zgubił, mapa Google nie działa… ale za to niepowtarzalny widok! Setki tysięcy świateł rozrzuconych po okolicznych wzgórzach tworzą wspaniały spektakl!

Naszym gospodarzem jest Edin, młody Bośniak. Bośnia i Hercegowina to kraj zamieszkiwany właśnie przez Bośniaków, a także Serbów i Chorwatów. Każda z tych grup posiada własną autonomię. Gdy dorzucimy, że są to odpowiednio Muzułmanie, Prawosławni i Katolicy to tworzy się niezły kocioł… bałkański zresztą. I choć młodzi mieszkańcy żyją ze sobą w zgodzie, to pokolenie ich rodziców nie potrafiło. Dla przyjezdnych powody wojny są ciężkie do wytłumaczenia. Jeden język, jedna kultura, jeden kolor skóry. A jednak Serbowie potrafili 3 lata oblegać Sarajewo i wybić ponad 10 tysięcy jego mieszkańców, którzy parę lat wcześniej byli ich współobywatelami. Przynajmniej mi ciężko to zrozumieć.

„Wyobraź sobie, że Chorwacja i Serbia to rodzice po rozwodzie, którzy biją się o dziecko – Bośnię,” mówi Edin. „Które z rodziców ma rację?” Sam Edin wojnę spędził w gościnie u włoskiej rodziny w Neapolu. Był jeszcze dzieckiem.

Pomimo wyniszczającej wojny, Bośnia i Hercegowina odradza się na nowo, nie odstając zbytnio od państw UE. Drogi są w niezłym stanie, co krok powstają nowe budynki, kościoły stoją obok meczetów, a mini mieszają się z hidżabami. Sarajewo to niezły tygiel kulturowy.

Miasto wielu kultur

Centrum miasta podzielone jest na trzy dzielnice: socjalistyczną z typowymi dla ustroju zabudowaniami, habsburską z wysokimi, neoklasycystycznymi budynkami, oraz turecką, z niskimi kramikami i sklepami. Ta ostatnia jest wizytówką miasta. Hałaśliwa, tłoczna, pełna straganów z najrozmaitszymi wyrobami oraz kafejek i barów gdzie można skosztować tradycyjnego Ćevapcići czyli mięsa mielonego uformowanego jak kiełbaski. Osobiście nie polecam 😉

Bascarsija w Sarajewie

Właśnie w dzielnicy tureckiej zwanej Bascarsiją, natrafiamy na nabożeństwo w największym miejskim meczecie Gazi Husrev-Beja. Mężczyźni najpierw myją nogi, po czym ściągają buty i wchodzą do środka, a kobiety zostają na zewnątrz. Ludzie padają na kolana, po czym wstają i znowu padają. A wszystko przy dźwiękach muezina, który wzywa na modlitwę z wysokiego minaretu. Obrazek zarezerwowany dla Egiptu, czy Tunezji, a to przecież europejska metropolia.

Z Bascarsiji idziemy w stronę rzeki Miljacki, przez którą przerzucony jest stary Most Łaciński. To właśnie tutaj na rogu dwóch ulic Gawriło Princip zastrzelił Arcyksięcia Ferdynanda tym samym prowokując I Wojnę Światową. Aktualnie znajduje się tu muzeum, w którego ścianę wmurowano tablicę upamiętniającą to wydarzenie.

Centrum miasta przechodzimy chyba 3 razy… Ponownie mijamy Wieczny Ogień, który jest symbolem jedności narodu jugosławiańskiego i dochodzimy do ulicy Marszałka Tito. Dyktator ma swoją ulicę w wielu miastach i miasteczkach byłej Jugosławii. Socjalizm w jego wykonaniu był łagodniejszy niż radziecki. „Ludzie mieli pracę, pieniądze, mogli jeździć gdzie chcieli,” opowiada Edin. „Teraz już tak nie jest, więc starsi za nim tęsknią.” A mnie w szkole uczyli, że Tito był złym komunistą…

Po całym dniu zwiedzania idziemy wieczorem na piwo Sarajevsko. Edin prowadzi nas do knajpy, do której nie trafilibyśmy sami. Jest to stare kino przerobione na pub. Zadymione, zatłoczone, ale jakże klimatyczne. Rozbrzmiewa tradycyjna bałkańska muzyka na żywo. Harmider jakich mało, ale tak to już jest na Bałkanach. A to dopiero początek naszej podróży 🙂


Czytaj dalej



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.