Idziemy ulicą i naszym oczom ukazuje się piękna, klasycystyczna budowla. Pełno takich w Berlinie czy Wiedniu. Tuż obok stoi następna, a wokół niej żurawie i praca wrze. No cóż… Dobrze, że miasto dba o zabytki. Te odrestaurowane znacznie lepiej się prezentują. Przy kolejnej budowli stajemy jak wryci. To również efektowny, klasycystyczny budynek. Także wokół niego rozstawione są żurawie i dźwigi. Co przykuwa tak bardzo naszą uwagę? Data widniejąca na fasadzie – MMIX! Oni nie odnawiają tych zabytków! Oni je budują od podstaw!
Podczas gdy architekci na całym świecie prześcigają się w projektowaniu innowacyjnych, futurystycznych wieżowców, obiektów sportowych, czy mostów, w Skopje buduje się most kamienny z posągami po obu stronach. Prawie jak Most Karola w Pradze, przy czym „prawie” robi wielką różnicę.
Skopje – miasto posągów
Poza mostem posągów też jest pod dostatkiem. Spacerując po mieście można spotkać setki, jeśli nie tysiące, raczej nieznajomych sylwetek. Domyślam się, że są to w większości jacyś bohaterowie narodowi. Po tej ogromnej ilości posągów, oraz „nowych zabytków” można odnieść wrażenie, iż Macedonia ma jakiś kompleks. A wrażenie to potęguje statua Wojownika na Koniu zdobiąca centralny Plac Macedonia. Wojownik to największy pomnik jaki w życiu widziałem, a widziałem ich sporo. I choć nazwa pomnika może być myląca, to nie pomyli się ten, kto nazwie go Aleksandrem. Tym Aleksandrem, którego zwie się Wielkim, lub… Macedońskim.
Spór o Aleksandra
Postać wielkiego zdobywcy jest ciągle obiektem sporu między Republiką Macedonii a Grecją. Ci pierwsi, choć Słowianie, uważają, że Aleksander był ich pobratymcem – w końcu Macedoński. Ci drudzy, uważają tych pierwszych za kłamców. Przecież każde dziecko wie, że Aleksander był Grekiem i rozsławił kulturę Hellady na cały świat. Żeby było ciekawiej, ani jednym, ani drugim racji przyznać nie można. Ówcześni Grecy uważali Aleksandra za barbarzyńcę, współcześni Macedończycy przybyli na te ziemie ok.700 lat po upadku jego Imperium. Końca kłótni jednak nie widać, a Aleksander musi być dyplomatycznie zwany Wojownikiem.
Tak samo dyplomatycznie, na forum międzynarodowym Macedonia zwana jest Byłą Jugosławiańską Republiką Macedonii (w skrócie FYROM). Przecież Słowianie nie mogą sobie tak po prostu zawłaszczyć greckiej nazwy krainy, która znajduje się również na terytorium Grecji. A tak między nami, Macedonia to historyczna kraina, która ma niewiele wspólnego zarówno z Grecją, jak i z obecną Republiką Macedonii…
Jednak mieszkańcy FYROM, którym bliżej do Bułgarów, niż do Greków, chyba próbują o tym zapomnieć i na potęgę budują swoją własną historię, której nigdy nie było. Stąd ta plaga pomników, a wśród nich największy bohater kraju, z którym nie miał nic wspólnego – Aleksander. Najbliżej historycznej Macedonii mogą być Albańczycy (tak – oni też chcą Wielkiego), jako że Aleksander mógł być Ilirem, a z Ilirów prawdopodobnie wywodzą się obecni mieszkańcy Albanii. Skomplikowane.
Matka Teresa ze… Skopje
Albanką bez wątpienia była kolejna bohaterka Macedonii i Skopje – Matka Teresa. I choć znamy ją jako Matkę Teresę z Kalkuty, tak naprawdę była właśnie ze Skopje. Nie miała też na imię Teresa, a Agnes Gonxa Bojaxiu. Agnes przyszła na świat w zamożnej albańskiej rodzinie w Macedonii, w domu, który można zobaczyć na rogu placu Macedonia. Chociaż słowo dom jest mocno na wyrost, skoro nic z niego nie zostało, a w jego miejscu jedynie umieszczono pamiątkową tablicę. Nieopodal natomiast znajduje się dom pamięci Matki Teresy, którego dyrektorem jest Polak, no i oczywiście jej pomnik…
Co ciekawe, wśród pomników nieznanych bohaterów narodowych znajdują się również pomniki psów, lwów, przechodniów, czy pani skaczącej do wody, oraz nóg z tej wody wystających. Widać wśród kompleksów troszkę ironii i humoru. Pani taplającej się w przepływającym przez miasto Wardarze łatwo jednak nie zauważyć, gdyż przyćmiewa ją ogromny (lśniący nowością) pomnik Filipa, a jakże – Macedońskiego! Ojciec stoi po przeciwnej stronie rzeki i jakby pilnował syna, żeby nie spadł z konia.
Po drugiej stronie Wardaru
Po tej samej stronie Wardaru znajduje się muzułmańska część miasta i ponoć druga, po Sarajewie, najpiękniejsza islamska dzielnica Europy. Nie wiem, nie znam się, może są tylko dwie… Bo na mnie ta Carsija wrażenia nie zrobiła. A znajdujący się w pobliżu bazar wręcz zniechęcił. Wyobraźcie sobie przechadzkę między stoiskami, na których można kupić dosłownie wszystko (żonę pewnie też) z kobietą, która ma na sobie krótkie spodenki i na tle opatulonych od stóp do głów muzułmanek zwraca na siebie uwagę każdego kupca i sprzedawcy… Strach trochę…
Z tego toż powodu zarówno bazar, jak i Carsije opuszczamy dość szybko, tym samym pozbawiając ją wszystkich dwóch turystów. Mijamy parę czerwonych londyńskich autobusów (kolejna oznaka jakiegoś kompleksu) i udajemy się, pomiędzy pomnikami i zabytkami z początku XXI wieku na wieczorny posiłek do najbardziej egzotycznej w mieście restauracji – McDonald’s, która pozwala nam powrócić do Europy. Smutne, wstydzę się, ale prawdziwe. Zajadając cheesburgera tak sobie myślę, że za sto lat jakiś Warszawiak przyjedzie do Skopje i stwierdzi: – Jakie piękne zabytki! Nie to co te nasze szklane straszaki…
Wróć | Fotorelacja z Bałkanów