Sofia: Na granicy wschodu i zachodu, przeszłości i przyszłości
Jedna z najstarszych stolic Europy. Chyba najrzadziej odwiedzana przez turystów. Często uznawana też za najbrzydszą. Zapewne najmniej doceniana. Jaka jest Sofia? Pierwsze co przychodzi mi na myśl to trudna…
Trudna do przygotowania się, bo polskich źródeł na jej temat nie ma wiele. Trudna do dostania się, bo brakuje bezpośrednich lotów. W końcu trudna do zwiedzania, bo rzymskie zabytki sąsiadują tutaj z socrealistycznymi molochami, które człowieka przytłaczają. Myślę natomiast, że nie jest najbrzydszym miastem w Europie, a momentami da się lubić.

Kulturowy misz masz
W Sofii jest sporo zieleni, parków, przestrzeni. Sprawiają one, że niby wielkie miasto z socjalistyczną spuścizną robi się chwilami przyjemne i kameralne.
Uroku dodają stare cerkwie, które przypominają, że jesteśmy trochę na granicy kultur. Jedną nogą w Europie, a drugą już na wschodzie. O osmańskiej spuściźnie przypomina też jeden z najstarszych meczetów w Europie. Choć bardziej przyziemna jest lokalna gastronomia – kebaby, burki czy baklawa. Orientalne, prawda?
O tym, że znajdujemy się w Europie Wschodniej mówią nam pomazane mury, graffiti, rozwalone gdzieniegdzie drogi i chodniki. I takie stare tramwaje, które jeszcze niedawno można było spotkać także w Krakowie.
Wielkie złote łuki w kształcie litery M, ogromne logo Coca-Coli czy KFC przypominają jednak, że zachód wkradł się tutaj już jakiś czas temu. I w sumie chyba nie może się zdecydować czy zostać czy nie.
Jeden ogromny, wielki misz masz. Kosmopolityczny. Łączący wschód i zachód. Europę z Azją. Tradycję z nowoczesnością. Komunę z kapitalizmem.
Stojąc w parku przed Narodowym Pałacem Kultury zastanawiałem się czemu wciąż czuję ducha słusznie minionej epoki, pomimo zadbanego parku, nowoczesnych fontann i uśmiechniętych ludzi korzystających z piątkowego popołudnia…
I w sumie to nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale duch komunizmu unosi się nad miastem silniej niż duchy Osmanów, Bizancjum czy Zachodu. A może to ten wszędobylski dym papierosów?








Bulwar Witosza i ruiny antycznej Sofii
Od monumentalnego gmachu Pałacu Kultury, który nijak ma się do tego warszawskiego, dochodzę do Bulwaru Witosza. Wzdłuż deptaku stoją eleganckie knajpy i bary, serwujące głównie amerykańskie burgery i steki, czeskie piwo, włoską kawę, pizzę i pastę. Jest europejsko. Słychać angielski. A jednak tu i ówdzie pomalowane ściany odrapanych budynków przypominają, że do zachodu jeszcze trochę brakuje. Choć wydawałoby się, że jest on przecież tuż tuż.
Bulwar Witosza to taka sofijska Rambla. Zamknięta dla ruchu samochodów, zwieńczona ceglaną cerkwią św. Niedzieli. Tuż obok, monumentalne gmachy w stylu realizmu socjalistycznego znowu przypominają nam, że Bułgaria była częścią bloku wschodniego.
Krok dalej zaś starożytne ruiny opowiadają historię Serdiki – rzymskiego miasta. Serdika prawdopodobnie jest jeszcze starsza niż te rzymskie ruiny, a zbudować mieli ją Trakowie – indoeuropejski, tajemniczy lud, który zamieszkiwał te tereny zanim przybyli Rzymianie.
Serdika została odkopana przez archeologów w trakcie budowy stacji metra o tej samej nazwie. Można podziwiać mury, mozaiki, a także średniowieczny kościółek św. Petki, który tworzy niezwykły obraz wymieszania z poplątaniem. Gdzie indziej na jednym kadrze zobaczycie rzymskie ruiny, starą ceglaną cerkiew, meczet i socrealistyczne molochy?
A nad wszystkim góruje dość oryginalny pomnik św. Zofii – patronki miasta, od której przecież Sofia wzięła swoją nazwę.





Sofia: Miasto cerkwi
Tuż obok znowu odrapane mury nie tak starego bloku, z wielkim, kolorowym graffiti. Można od tego wszystkiego dostać oczopląsu.
Ten misz masz świetnie obrazuje najstarszy budynek w mieście i jego otoczenie. Rotunda św. Jerzego – bo o niej mowa – to niewielka, wczesnochrześcijańska cerkiew, otoczona starożytnymi ruinami Serdiki oraz… ogromnym pałacem ministerstwa sprawiedliwości. Naprawdę. W życiu czegoś podobnego nie widziałem.
Rotundę łatwo przeoczyć (lepiej się rozglądajcie), natomiast bardzo trudno przeoczyć kolejną cerkiew – św. Aleksandra Newskiego. I w zasadzie nie wolno jej przeoczyć, bo to nie tylko najważniejszy kościół w kraju, ale także symbol Sofii. Zapewne znacie ją z obrazków, gdyż pojawia się zawsze wtedy, kiedy o stolicy Bułgarii mowa.
I w sumie wcale się nie dziwię. Cerkiew robi ogromne wrażenie zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Wielka, jest jednym z największych kościołów prawosławnych świata. Jest też bardzo ładna ze swoimi kopułami i kopułkami. Serio, jak macie tylko jedną rzecz w Sofii zobaczyć, to niech to będzie właśnie cerkiew św. Aleksandra.
Wejście do środka jest darmowe… i konieczne. We wnętrzu panuje tajemnicza atmosfera. Światła jest niewiele, freski na ścianach są ciemne, ikonostasy tajemnicze. Warto, naprawdę warto. Tylko za fotografowanie będziecie musieli zapłacić 10 lewów.










Święta Zofia
Cerkiew stoi na dużym placu. W najbliższym sąsiedztwie nie ma nic. Tak jakby celowo wszystko wyburzono dla podniesienia rangi świątyni. Niedaleko jest za to kolejna cerkiew – św. Zofii, zwana też Cerkwią Mądrości Bożej (sofia z greki to przecież mądrość). Kościół niezwykle ciekawy, może nie pod kątem wyglądu zewnętrznego, ale w jej podziemiach kryją się szczątki starożytnego miasta.
Z zewnątrz cegła, wewnątrz wystrój dość skromny jak na świątynię prawosławną, ale zejdźmy po schodkach do krypt. Tam już jest inny świat – odległy i tajemniczy. Cerkiew powstała na fundamentach jeszcze starszego kościoła. A ten powstał na miejscu starożytnego cmentarza, który być może powstał na miejscu jeszcze starszego… Mamy tu więc parę warstw, każda opowiada historię innej epoki. Od Traków, przez Rzymian, do Chrześcijan, Bizancjum i w końcu Słowian.
Co ciekawe, Bułgarzy są dumni ze swego niesłowiańskiego pochodzenia. Protobułgarzy byli prawdopodobnie pochodzenia huńskiego i przybyli na tereny dzisiejszej Bułgarii później niż Słowianie.




Sofijskie parki i pomniki
Wracając do współczesnej Sofii, mijając niezwykłe zagęszczenie dość oryginalnych pomników przy Narodowej Galerii Sztuki, dojdziemy do chyba najładniejszej budowli w całym mieście. Przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu. To cerkiew pw. św. Mikołaja Cudotwórcy. Kościół ten jest pod jurysdykcją cerkwi moskiewskiej i powstał na działce należącej do ambasady rosyjskiej dla jej pracowników. Świątynia jest nieduża, ale jej złote kopuły kontrastujące z bielą ścian tworzą naprawdę niezwykłą budowlę. Warto zajrzeć też do wewnątrz gdzie można oglądać niezwykłe freski.
Od cerkwi już niedaleko do tzw. parku miejskiego, pełnego kolejnych ciekawych rzeźb i pomników. Park jest ulubionym miejscem tubylców i w słoneczny weekend trzeba przygotować się na tłumy ludzi i kolejki po kawę czy lody.
Na skraju parku stoi Teatr Narodowy im. Iwana Wazowa – jednego z najważniejszych pisarzy bułgarskich. Gmach teatru ładnie prezentuje się zwłaszcza po zmroku, gdy jest podświetlony.
Jak widzicie, w Sofii można przyjemnie spędzić czas, zagłębiając się w jej długą historię i robiąc przerwy w cieniu drzew licznych parków. Gdy macie chwilę warto zajrzeć też na główną halę targową, obok której stoi Wielka Synagoga – kolejny dowód na wybuchową mieszankę społeczną miasta. Niedaleko jest też Muzeum Historii Sofii tuż naprzeciwko starego meczetu Bania Baszi.
Synagoga niedaleko meczetu, wśród wczesnochrześcijańskich kościołów oraz socrealistycznych “świątyń” komunizmu… to naprawdę wyjątkowe w skali naszego kontynentu i – uwierzcie mi – niezwykle ciekawe!








