„W Tyńcu, w gospodzie 'Pod Lutym Turem’, należącej do opactwa, siedziało kilku ludzi słuchając opowiadania wojaka bywalca, który z dalekich stron przybywszy prawił im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podróży doznał.”
Tak Henryk Sienkiewicz rozpoczyna swoją sławną powieść Krzyżacy, czym rozsławił tę małą podkrakowską wieś, która w 1973 roku została włączona w granice Krakowa.
Jadąc autostradą A4 od strony Balic z daleka, na prawie pionowej wapiennej skale majaczą dwie romańskie wieże tynieckiego opactwa. Jak orle gniazdo góruje nad malowniczą okolicą jurajskiego przełomu Wisły.
Zanim Księżna Anna Mazowiecka pojawiła się w Tyńcu, opactwo Benedyktynów (założycielem zakonu jest św. Benedykt z Nursji, którego grób znajduje się w klasztorze na Monte Casino) istniało już kilka wieków.
Do dzisiaj historycy nie rozstrzygnęli który z królów fundował to miejsce, Bolesław Chrobry, czy Kazimierz Odnowiciel. Spór trwa, chociaż częściej wymienia się tego drugiego. Faktem jest, że w pierwszej połowie XX w., w Tyńcu pojawili się Benedyktyni. Królowie hojnie obdarowywali zakon rozległymi dobrami. Posiadłości ciągnęły się wzdłuż rzek i potoków, a więc wzdłuż Wisły, Skawy, Skawinki, Raby aż po Wisłokę.
Benedyktyni żyją według reguły spisanej przez św. Benedykta. Mnisi (od tego określenia pochodzi nazwa pobliskiego Mnikowa), bo tak często nazywano zakonników, nie spisywali jednak żadnych norm dotyczących budowy klasztoru. Wykorzystywali miejsce i nadarzający się budulec. W Tyńcu miejsce było ciasne, ale kamienia pod dostatkiem.
Zwiedzanie opactwa
Z powstałych w XI wieku zabudowań do dziś ostała się jedna ściana romańskiej bazyliki i fundamenty wraz z kryptą. Barokowy kościół św.św. Piotra i Pawła odrestaurowano w XX wieku, kiedy to do Tyńca powrócili Benedyktyni. Wcześniej, przez ponad sto lat, klasztor tyniecki był jedynie malowniczą ruiną, zniszczoną przed wiekami przez najazdy wojsk szwedzkich, rosyjskich i skasowany przez administrację austriacką.
Do opactwa łatwo dojechać od strony Krakowa i autostradą. Wiedzie do niego długa ulica Tyniecka i prowadzą liczne drogowskazy.Wchodzi się od strony wsi, lekko pod górę, przez dwie bramy pod Opatówką, była to niegdyś siedziba opata (w historii zakonu zdarzało się, że opatem była osoba świecka). Po przejściu bram stajemy przed kościołem, wejściem na krużganki i do klasztoru.
No i zaczynamy zwiedzanie (trzymając w ręce jeden z wielu dostępnych przewodników), czując na plecach oddech historii. Być może snując się po krużgankach napotkamy ducha mnicha sprzed wieków. A może szkielet ubrany w habit. Ale to nie będzie zjawa. To ojciec Leon Knabit, którego właśnie tak określił Jan Paweł II. I tu uwaga – warto oprócz przewodnika po klasztorze mieć też jedną z wielu książek napisanych przez ojca Leona. Najlepiej Różowe okulary Ojca Leona. Jest to zbiór anegdot i fraszek jego autorstwa, w którym autor pisze na przykład:
O miłosierdziu bożym, każdy się przekona.
Bóg stworzył żyrafę i Ojca Leona.
Kiedy wędrówka po opactwie się przedłuży, zostać można na Nieszporach Gregoriańskich lub pospacerować po okolicy wzdłuż wielu wyznaczonych szlaków pieszych lub rowerowych.
To tyle, reszta zależy od Was.