Koloru Neretwy nie da się podrobić. Nie odda go także żadne zdjęcie. Dla mnie, faceta, z definicji daltonisty, jest to zielony. Kobieta pewnie użyłaby nazwy turkusowo-oliwkowo-ciemno-głęboka zieleń z odcieniami niebieskości… W każdym razie jest niepowtarzalny! A w dodatku rzeka wije się wśród imponujących gór. Wszystko byłoby jeszcze piękniejsze gdyby nie ci bałkańscy kierowcy, którzy nie pozwolą się człowiekowi napawać widokami trąbiąc i wyprzedzając na zakrętach. Ale co tam! Dla takich widoków warto zwolnić i wysłuchać paru obelg.
Droga z Sarajewa do Mostaru wiedzie właśnie wzdłuż rzeki Neretwy. Kręta jak diabli, ale asfalt w niezłym stanie i widoki pierwsza klasa. Trochę ponad 100 kilometrów, ale jedzie się zdecydowanie przyjemniej niż z Tuzli do Sarajewa, którą to trasę zapamiętam na długo.
Mostar wita nas zniszczonymi budynkami. Sarajewo chwaliłem, na Mostar muszę ponarzekać. Ślady od kul zdobią niemal każdy budynek, a wśród nowo postawionych stoją straszaki – zniszczone przez wojnę, gnijące i zapadające się ruiny. Przypominają jak wielką szkodę wojna wyrządziła Bośni, a w zasadzie Hercegowinie, gdyż Mostar jest stolicą właśnie tej krainy. I nie, Hercegowina nie ma zapędów niepodległościowych, bo to jeden i ten sam naród co Bośnia. Nazwa odnosi się do historycznego obszaru, czyli to taka Bośniacka… hmmm.. Małopolska?
Z ciekawostek w mieście znajduje się cmentarz muzułmański sąsiadujący z kafejką. Tak jak w Sarajewie dzieci bawiły się między nagrobkami, tak tutaj można wypić piwko z widokiem na nagrobki. Whatever works!
Słynny Stary Most
Stara turecka starówka miasta już o wojnie nie pamięta tak jak jej przedmieścia. Odrestaurowane budynki i wąziutkie uliczki między nimi, oraz most – symbol miasta prezentują się znakomicie. I choć zdjęcia przypominają, że zarówno miasto jak i most były w ruinie, teraz człowiek może sobie swobodnie pochodzić i pozachwycać się urokami Mostaru. No… z tą swobodą to przesadziłem, bo morze turystów pcha cię po prostu przed siebie. Najgorsze są wycieczki zorganizowane, w tym masa polskich, gdyż ich uczestnicy zachowują się jakby byli sami i stają całą grupą gdzie popadnie. Uroki turystyki… A żeby było śmieszniej wszystkie ceny w euro, a my euro nie mamy! I biedne panie muszą przeliczać z powrotem na marki… konwertybilne 😉
Z Mostaru wyjeżdżamy jednak zadowoleni. Zmęczeni, ale zadowoleni. A stary turecki most obfotografowałem z każdej strony i teraz oglądając zdjęcia stwierdzam… że na każdym wygląda tak samo!