Z początkiem czerwca do naszego kraju napłynie fala kibiców z całej Europy. Będą świętować, bawić się i dopingować swoje drużyny. Ale czy bez znajomości polskiego nie pogubią się? Postanowiłem to sprawdzić.
Załóżmy, że taki Anglik przyjedzie z Krakowa gdzie stacjonuje jego reprezentacja i wysiądzie na dworcu Warszawa Centralna. Oczywiście szybko się połapie gdzie są perony, toalety i informacja, ale już w tejże informacji niczego więcej się nie dowie. Zastanie tam bowiem przerażone panie kiwające głowami i wskazujące palcem w nieokreślonym kierunku. Ogłoszenia też niewiele mu pomogą. Oczywiście, jest napis „cash only” ale już zmiany rozkładów są dostępne jedynie w języku polskim.
Na szczęście mamy pomocnych przechodniów, którzy na pytanie „Do you speak English?” z dumą odpowiadają „yes!” W większości przypadków na „yes” się kończy. Ewentualnie ktoś dorzuci „sorry” i tyle z tłumaczenia. Można mieć szczęście i trafić na kogoś kto wskaże na biletomat. Wtedy można łatwo wyszukać każde połączenie w języku angielskim. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że pod hasłem „Gdańsk” znajdują się jeszcze dopiski: „Główny, Oliwa, Wrzeszcz” Skąd ten biedny obcokrajowiec ma wiedzieć co to jest Wrzeszcz? Nawet nie potrafi tego wymówić!
A co z dotarciem na stadion? Można spytać stojącą grupkę studentów, która powie, że „tram” ale nie doda skąd i gdzie. Można też trafić na człowieka, który wyśle na metro i każe wysiąść na stacji „Stadion”. Po dotarciu do metra, Anglik ów może się mocno zdziwić, gdyż stacja taka nie istnieje. Jest w planach, ale na planach póki co się kończy.
Skołowany wraca więc na Dworzec i w końcu spotyka kogoś kto płynnym angielskim tłumaczy co i jak i nawet odprowadza na przystanek. Niestety tu kolejne rozczarowanie. Po przestudiowaniu wszelkich rozkładów nie ma ani jednej stacji „Stadion”.Trzeba więc poświęcić kolejne parę minut aż znajdzie się ktoś odważny i dukanym angielskim powie, że trzeba wysiąść na Rondzie Waszyngtona.
Stamtąd droga już prosta, bo stadion widać z okna tramwaju na długo przed końcem podróży. Jednak czy po tych wszystkich przygodach nasz kibic nie trafi dopiero na drugą połowę meczu?