Bo taki piękny? To pierwsza interpretacja, która przychodzi do głowy. Serio? Od ręki wymienię 10 ładniejszych miast w samych Włoszech. Jest też druga interpretacja. Neapol, jako duże miasto portowe słynął z… chorób wenerycznych. Był po prostu ostatnim miastem jakie marynarze widzieli na oczy. Po wizycie w Neapolu opcja druga wydaje się być bliższa prawdzie…
I nie… na nic nie zachorowałem. Po prostu miasto samo w sobie bynajmniej piękne nie jest. Do tego te wszechobecne śmieci, smród, spaliny samochodów, które mogą wjechać wszędzie, no i te podejrzane typy z kradzionymi iPhonami, tabletami, tudzież wystawioną ręką i błagającym wzrokiem. I to w dodatku w sile wieku! Aaa… no i zapomniałbym o skuterach, których czerwone światła nie obowiązują – miejcie się na baczności!
Urok Neapolu
Jest w ogóle sens jechać do Neapolu? Ano jest… Urok wąskich uliczek, górujący nad miastem Wezuwiusz, no i ta pizza! Niespotykana. Przecież właśnie w Neapolu narodziła się w postaci w jakiej zna ją dzisiaj cały świat. Zna i nieporadnie kopiuje. To wszystko wymieszane z tym, o czym wspomniałem wcześniej, tworzy niepowtarzalny klimat, nadaje miastu niezwykły charakter. Neapol jednocześnie drażni i zachwyca, odpycha i wciąga. Budzi skrajne emocje na każdym rogu, za każdym zakrętem.
W trakcie jednego krótkiego spaceru, jedną ulicą starego Neapolu można tyle samo razy go przekląć co się nim zachwycić. Irytujący głośnym zachowaniem tubylcy, z tego samego powodu budzą ciekawość. Brudne i wąskie uliczki sprawiają, że człowiek chce jak najszybciej z nich się wydostać, ale może jeszcze przez chwilę poobserwować. I w końcu nie wiem czy Neapol lubię czy nie…
I ta pizza…
Chyba jednak lubię… Ta pizza! Ten niepowtarzalny smak. Ta Margherita… smak słonecznych pomidorów, świeżej bazylii i prawdziwej mozzarelli. Jeżeli nigdy nie byliście we Włoszech – nie jedliście mozzarelli. Mozzarellę można dostać tylko tam. Zresztą na każdym kroku Neapol wzywa do jej spróbowania. I jak tu się oprzeć?
Miasto uważa się za stolicę pizzy. To właśnie tutaj, pod koniec XIX wieku ją wymyślono. Królowej Małgorzacie zawdzięcza nazwę. Kolory – włoskiej fladze. Zielona bazylia, biała mozzarella i czerwone pomidory. Neapolitańczycy chronią ją jak mogą, a i tak profanuje ją cały świat. Także w Neapolu znajduje się najstarsza pizzeria na świecie. Na ulicy Port’Alba, pod numerem 18. Nie powiem Wam jak smakuje tam pizza, gdyż jedliśmy w niej… makaron. O historii dowiedzieliśmy się po fakcie.
Pizzę można kupić na ulicy nawet za 1 euro. I nieważne gdzie kupimy, i tak będzie o niebo lepsza od tej z naszych sieciówek. Tylko usiąść z nią nie ma gdzie, bo w Neapolu ławeczki ze świecą szukać. A w dodatku co chwila ktoś mnie potrąca. I znowu tego miasta nie lubię. Nawet pizzą nie można się rozkoszować w spokoju. A jak już w końcu znajdę ławeczkę to okropnie brudna. I przez to wszystko pizza już jest zimna! Szybko znajdujemy jakiś zaciszny zaułek, by dokończyć ucztę.
Neapol i jego zaułki
A w zaułku zawsze jakaś ciekawostka. Jakiś uroczy kościółek, których w mieście jest na potęgę. Co krok – to kościół. Mały, większy, ogromny. I Duomo! Mało ciekawa fasada, ale przepiękne wnętrze z kaplicą św.Januarego. Święty ten jest patronem Neapolu, a jego skrzepła krew ponoć dwa razy do roku cudownie zamienia stan w płynny. Jeżeli tego nie zrobi, oznacza to kłopoty. Tak było m.in. w 1944 roku, kiedy to po raz ostatni wybuchł Wezuwiusz. I jak tu nie lubić Neapolu?
No można go nie lubić… Wystarczy wrócić na Piazza Garibaldi, czyli główny plac miasta. Okropny. Hałas, spaliny, morze ludzi, brzydka architektura… złodzieje, krętacze, żebracy. Nawet pizzę przyćmiewa Kebab z McDonaldem do spółki. Jak to w ogóle przebija się w takim mieście jak Neapol?! Przecież sami Włosi twierdzą, że w Neapolu jest najlepsze jedzenie. Człowiek się nastawi, wychodzi z pociągu, a tu Kebab na Kebapie, Chińczyk na Chińczyku…
Na całe szczęście, trochę dalej znajduje się stare miasto. Owszem, równie tłoczne i równie drażniące. Ale ta pizza… no i muszę wspomnieć o szopkach. Z całym szacunkiem dla Krakowa – szopki neapolitańskie są ładniejsze. Misternie tworzone, humorystycznie obsadzone politykami lub piłkarzami, przykuwają oczy detalami i zatrzymują przechodniów, którzy próbują rozpoznać znajdujące się w nich postaci. Presepi (czyli po polsku szopki) mają w Neapolu własną ulicę. Via San Gregorio Armeno jest krótka, ale idzie się nią zdecydowanie dłużej niż głównymi arteriami. Wszystko z powodu presepi. Nie można tego przegapić!
I tak możemy spacerować. Raz się denerwując, raz się zachwycając. Neapol naprawdę budzi skrajne emocje, które nie zawsze się wykluczają. Po wizycie w stolicy Kampanii nie jestem pewien czy ją lubię, czy nie. Na pewno mogę powiedzieć, że mnie zaciekawiła. No i ta pizza… Palce lizać!
Ciężkie miasto. Ale zawsze godne polecenia 🙂
To prawda. Wciąga i odpycha. Nie śpi, albo tylko na chwilę. Latem piekielnie upalne, ale warto…
czyli rozumiem ze z 3 malych dzieci raczej nie poleca sie Neapolu :/
Oczywiście, że tak 🙂 Literówka. Dziękuję za poprawienie!
"presepe" w l. poj. i "presepi" w l.mn. 😉 Nie "prespi".
Nigdy więcej! Smród,bród i ubóstwo. Woda przy plaży to ścieki, dosłownie wlewaja się do morza. Na plaży szklo i śmieci – jak w całym mieście zresztą.
To prawda… z pewnością część ludzi się rozczaruje. Neapol potrafi irytować 🙂
Właśnie wróciliśmy z Neapolu. To było bardzo intensywne przeżycie. Niezwykłe, autentyczne miasto nie dla każdego turysty
Ale zazdroszczę! Muszę w końcu przestać planować i w końcu faktycznie pojechać do Neapola. Ale w tym roku juz tyle planów na wakacje.. 🙂