Takie pytanie usłyszeliśmy od celniczki na granicy w Korczowej. Nie wierzy w nas? A może chce nas ostrzec przed Ukrainą? Słyszeliśmy co nieco o tamtejszych drogach, policjantach czy kierowcach, niemniej jednak postanowiliśmy przekonać się na własnej skórze jak to wszystko wygląda w rzeczywistości.
A rzeczywistość może przerosnąć oczekiwania. Jeszcze na granicy mamy próbkę ukraińskiej mentalności. Pani w okienku trzy razy odsyła mnie do auta krzycząc coś w ichniejszym języku, celnik pyta czy mamy narkotyki, inna pani za nami biegnie krzycząc czy chcemy mandat, a jak po ponad godzinie udaje nam się ruszyć, to zostajemy zawróceni z powrotem!
Po ok. 2 godzinach zmagań udało nam się jednak dostać na ukraińską ziemię. A ziemia ta czasami prześwituje przez asfalt. Naturalne progi zwalniające i roboty drogowe widmo to standard, nigdy nie sądziłem, że zatęsknię za polskimi drogami!
W żółwim tempie docieramy do Lwowa. Do centrum! Przecież miała być obwodnica! A centrum Lwowa pokryte jest nierówną kostką brukową, po której jedziemy 20 km/h uderzając co chwila głowami w sufit… Będzie wspaniałe Euro!
W końcu udaje nam się minąć miasto i zmęczeni decydujemy się na drzemkę. W szczerym polu, wśród krów i ich… much padamy jak te muchy. Mam piękny sen… jadę autostradą A4 i mknę na zachód. Nagle słyszę muchę i bam! Budzę się i dociera do mnie, że to był dopiero początek…